Po debiutancką powieść „Bez
przebaczenia” Agnieszki Lingas-Łoniewskiej sięgnęłam z czystej ciekawości.
Chciałam się przekonać, czy opinie krążące o książkach wydanych przez Novae Res
są prawdziwe. I tym sposobem przekonałam się, że ciekawość jednak prowadzi do
piekła. W tym wypadku – tego literackiego.
Sama
historia jest niesamowicie banalna – osiemnastoletnia Paulina traci z dnia na
dzień swoją najbliższą rodzinę i zmuszona jest przejść pod skrzydła ojca, który
nigdy nie wykazywał nią zainteresowania, ba – którego nigdy nie widziała (a
przynajmniej była za mała, żeby o tym pamiętać). W dodatku rzeczony ojciec jest
wojskowym i jak na wojskowego przystało, w życiu rządzi się twardymi zasadami,
jest nieustępliwy i chłodny w obejściu.
Paulina,
mimo że silnie związana była przede wszystkim ze swoją matką, nie wydaje się
szczególnie rozżalona z powodu jej braku. O tym, że jednak cierpi, mówią nam
jedynie nieprzyjemne sny. Wspomnienia o zmarłych, rozmyślania, rzeczy i
sytuacje ich przypominające...? Kto by się przejmował rozwlekaniem takich
bzdetów, mogących w jakiś sposób nakreślić psychikę bohaterki. Koszmary szybko
się kończą, bo oto pojawia się rycerz... a właściwie żołnierz. Ktoś ma
wątpliwości co do tego, jak historia się potoczy i jakie ma zakończenie?
Gdyby
sam pomysł na historię został spisany przynajmniej poprawnie, przeszłabym koło
tej książki co najwyżej obojętnie. Jednak od pierwszych stron miałam wrażenie,
że czytam opowiadanie żywcem skopiowane z bloga marzącej o miłości nastolatki.
Przede
wszystkim tekst jest niedojrzały. Autorka usiłuje nam wmówić, że obserwujemy
historię wielkiej miłości, a tymczasem widać jedynie fascynację ciałem, chęć miażdżenia
się ustami. Przy tym główni bohaterowie nie potrafią ze sobą rozmawiać. W
ogóle. Zamiast wytłumaczenia najgłupszych nieporozumień, wolą krzyczeć i
obrażać się. Z drugiej strony – patrząc na szczątkową liczbę słów, jaką ze sobą
zamieniają – nie ma się czemu dziwić, że mają problemy z komunikacją.
Nie
mogę nie wspomnieć o niezwykłych zachowaniach ciał głównych bohaterów: oczy
ciemniejące przy podnieceniu, oddech tak gorący, że aż parzący, no i mój faworyt
– pulsujące kości policzkowe! Aż dziw bierze, że nie jest to powieść
fantastyczna.
Dodając
do tego ubogie słownictwo, powtórzenia, ciągłe wykrzyknienia i masę
wielokropków, zastanawiam się, czy tę powieść redakcyjne oko w ogóle widziało.
Wspomnę też, że podział niektórych rozdziałów jest dla mnie niezrozumiały...
Wygląda na typowy podział z bloga właśnie (tyle napisałam dziś, więc tyle
opublikuję, a później dodam resztę jako kolejny rozdział, to nic, że tyczy się
tego samego wątku).
Rozumiem,
że owa książka jest debiutem, ale dobrze by było, gdyby do druku dopuszczano
książki przynajmniej poprawnie napisane. A wypadałoby, skoro jest to powieść
stworzona przez polonistkę...
O wow! Już długo na żadnym blogu nie czytałam tak miażdżącej recenzji. ;)
OdpowiedzUsuńTen fragment ze żołnierzm jak to żołnierz "w życiu rządzi się twardymi zasadami, jest nieustępliwy i chłodny w obejściu." to są pomówienia. ;) Mam w domu jednego i owszem, czasem jest nieustępliwy, ale w większości przypadków daje się z nim dogadać, jest fajnym facetem ;)